Jak funkcjonowali pierwsi zdobywcy i badacze najzimniejszych zakątków Ziemi? Czy ich wyprawy pochłonęły wiele ofiar? Kim był tytułowy niezłomny z książki Caroline Alexander i czym zasłużył na to miano?
Niezłomny, czyli sir Ernest Shackleton, uczestniczył w kilku wyprawach antarktycznych. W 1901 roku był towarzyszem Roberta Falcona Scotta w jego pierwszej, nieudanej próbie zdobycia bieguna południowego. Jednak książka Caroline Alexander koncentruje się na rozpoczętej jesienią 1914 roku wyprawie transantarktycznej, której celem było przecięcie pieszo Antarktydy od Morza Weddela do Morza Rossa.
Zmagania ekipy dowodzonej przez Shackletona są opisane w książce dość szczegółowo, nie tylko jako chronologiczny zapis wydarzeń. Caroline Alexander bardzo precyzyjnie opisuje też członków wyprawy. Wśród nich aż roi się od ciekawych charakterów, zapaleńców i ludzi będących po prostu świetnymi fachowcami w swojej dziedzinie. Ogromnym atutem książki są wspaniałe zdjęcia, wykonane przez Jamesa Francisa Hurleya, który był oficjalnym fotografem Armii Australijskiej podczas pierwszej i drugiej wojny światowej. Fotografie świetnie oddają jednocześnie realizm oraz baśniową scenerię zlodowaciałych, zimnych przestrzeni.
Antarktyda wymaga ofiar?
Ciekawym wątkiem książki jest swoista demitologizacja heroicznych zmagań z naturą, prowadzonych przez uczestników pierwszych wypraw biegunowych. Autorka szczegółowo opisuje dalece niedoskonałe przygotowanie ekipy Shackletona i statku Endurance (wynikające częściowo z braku pieniędzy i czasu). Ostro punktuje „amatorszczyznę” brytyjskich wypraw antarktycznych z początku XX w. Choć trudno w to uwierzyć, zdobycie bieguna przy odpowiednim przygotowaniu mogło być w tamtych czasach… stosunkowo proste. Pokazał to zresztą inny sławny polarnik – Amundsen, który w porównaniu z konkurentami przygotował się perfekcyjnie. W efekcie nie głodował i nie cierpiał, a wszyscy jego towarzysze wrócili zdrowi do domu. Z kolei Robert Falcon Wilson podczas drugiej wyprawy dotarł do bieguna, ale zginął z dwoma towarzyszami w drodze powrotnej. Powtórzył błędy z pierwszego podejścia i wręcz celebrował niekompetencję. Nie tylko nie nauczył się dobrze jeździć na nartach ani powozić psim zaprzęgiem, ale powtórnie zabrał za mało żywności.
Dużo przygód, niewiele sukcesów
Shackleton miał o wiele więcej rozsądku od Scotta, umiał uczyć się na błędach i potrafił lepiej dobierać współpracowników (a także, w przeciwieństwie do dawnego szefa, nie zwykł ich notorycznie obrażać). Choć wyprawa Endurance nie zakończyła się sukcesem, to jego dobre decyzje, szacunek do ludzi i osobiste poświęcenie, pozwoliły mu wyjść cało z wielu opresji. Gdyby tą wyprawą dowodził Scott, prawdopodobnie nikt nie wróciłby do domu żywy.
W książce śledzimy trudne boje polarników z naturą, ale są one prowadzone z dużą dozą rozsądku. Nikt nie popełnia „pięknego samobójstwa”. Nie brak tu jednak dramatycznych zwrotów akcji i zadań, które wydawałyby się ponad ludzkie siły. Załoga spędza m.in. zimę na statku uwięzionym w paku lodowym, próbując wyrąbywać okrętowi drogę. Potem rozbija tzw. obóz oceaniczny. Ludzie biwakują na krze, mając świadomość, że pod nimi jest przepastny ocean. Później przenoszą się na nieprzyjazną wyspę i wciąż zachowują stosunkowo wysokie morale i kreatywność, co pozwala im przetrwać. Punktem krytycznym jest przepłynięcie przez 6-osobową grupę (dowodzoną przez Shackletona) w małej łodzi 1300 km przez lodowaty ocean. Ostatecznie wyprawa nie zrealizowała swoich celów, ale mimo to przeszła do historii. Przede wszystkim z uwagi na dramatyzm przeżyć załogi Endurance oraz ich wolę i umiejętność przetrwania w trudnych warunkach.
Schyłek ery naprawdę ryzykownych wypraw
Książka o wyprawie Shackletona i statku Endurance na Antarktydę pokazuje nam „schyłek ery bohaterów”. W późniejszych latach postęp techniczny na wielu polach spowodował, że wyprawy polarne przestały być tak bardzo ryzykowne. Lepsza nawigacja, mocniejsze statki, dostęp do żywności o długim terminie przydatności do spożycia, rozwój wiedzy medycznej – wszystko to sprawiło, że już po drugiej wojnie światowej Arktyka i Antarktyda zostały „skolonizowane”.
Przeczytajcie koniecznie!